niedziela, 24 maja 2015

27.

27.
Wróciłam do domu lekko zmarznięta, aczkolwiek mimo wszystko byłam obojętna na chłód. Położyłam kubek gorącej kawy na biurku, włączyłam piosenkę, która koiła moje uszy, po raz kolejny wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pisać o tym co mnie nurtuje...
- Za szybko się poddajesz - szepnęłam do siebie i wróciłam do podsumowywania ubiegłego miesiąca, który był...dosyć inny, niż pozostałe. Mogę stwierdzić, że nie radzę sobie z uczuciami, które kłębią się wewnątrz mnie. Z zewnątrz wygląda to zupełnie inaczej, chodzę uśmiechnięta, pozornie szczęśliwa i nie przejmująca się niczym, to niby takie proste, prawda? Nie po to przez długi okres tworzyłam pieprzoną barierę, by teraz ktokolwiek mógł wejść do mojego życia i ją zniszczyć. Nie wiem czy oszukuję sama siebie, ale chyba nie potrafię zaprosić kogoś do swojego życia...kogoś innego. Naprawdę chciałabym wrócić do tego co było, do miejsca, gdzie byłam naprawdę szczęśliwa, nie musiałam nic, ani nikogo udawać. Wiem tyle, że muszę iść do przodu, ale jak mogę to zrobić, gdy część mnie samej jest zupełnie gdzie indziej? Nie ma go teraz przy mnie i wraca bardzo rzadko. Brakuje mi tej części, bo jest jedną z ważniejszych, dzięki której funkcjonuje. Bez niej jestem jak manekin, który jest bezwładny, nie potrafiący kochać, który nie czuje nic poza pustką. Mogłabym być pierwszą kukłą, która znajduje w sobie jedynie negatywne emocje, które po prostu rosną i wybuchają jak dynamit. Potrzebuję podpory, dzięki której będę widziała pozytywne aspekty...chcę tej która była przy mnie.
- Ej, przecież nie możesz się poddać...walcz - znowu szepnęłam do siebie i poczułam jak łzy ciekną po moich policzkach. Nawet nie miałam siły, by je zatamować, po prostu pisałam dalej...
Z jednej strony jest dobrze, po prostu idę do przodu jak powinnam to robić, mam motywacje i takie tam, ale czasem przychodzi taki dzień i wszystko idzie w...
Przeglądanie starych zdjęć, cytatów i starych wpisów, daje wiele do myślenia, a wieczorem zaczyna przygnębiać jeszcze bardziej.
Wyobraziłam sobie siebie z perspektywy osoby trzeciej. Byłam ubrana w ciemnozieloną suknie, która idealnie pasowała do moich włosów. Na mój twarzy malował się spokój, ale znałam ten delikatny, nieśmiały uśmieszek i ciepło bijące z moich oczu - wyglądałam na zakochaną. Ktoś melodyjnie wyszeptał moje imię, a ja, a właściwie obydwie odwróciłyśmy się w stronę głosu. Tak, to był on. Machał do mnie...do nas z drugiego końca sali. Wtedy zwróciłam uwagę na miejsce, w którym się znajduje. Sala była ogromna, zbudowana z kryształu wyglądającego na sople lodu, które zwisały z sufitu. Podłoga była przezroczysta, aż mnie kusiło, aby dotknąć i sprawdzić czy rzeczywiście jest taka zimna na jaką wygląda. Połyskiwała, ale nie mogłam dostrzec swojego odbicia, wiedziałam, że mnie tutaj tak naprawdę nie ma, więc zapewne śniłam. Wróciłam do oglądania osób, które w tym momencie zbliżały się do siebie, a nad nimi niemalże unosiło się szczęście. Podszedł do niej szybkim, pewnym ruchem, spojrzał jej głęboko w oczy, dokładnie pamiętałam ten wzrok...Wziął jej drobną dłoń, a drugą dotknął policzka po którym zaczęła spływać łza. Wytarł ją delikatnie i wtedy to poczułam...
Komnata zaczęła pękać, chciałam uciekać, ale moje nogi wrosły w ziemię, więc mogłam tylko patrzeć na zakochaną parę. Na początku nie wiedziałam dlaczego nie uciekają, ale po chwili sobie uświadomiłam. Ta sala to jej, to znaczy moje uczucia, które zaczęły pękać wraz z jego pojawieniem.W sekundzie wszystko zrozumiałam...
Zamiast kryształowego pomieszczenia, znalazłam się na zarośniętej przez trawę, ziemi. Rozglądałam się i zachwycałam pięknym widokiem kwitnących roślin, drzew i tej miłości. Stali trzymając się za rękę, uśmiechnięci od ucha do ucha, byli tak pochłonięci rozmową, że nie widzieli nic poza sobą. Widziałam jak wokół nich zaczyna się wszystko zmieniać...owoce zaczęły dojrzewać, słońce wschodzić i zachodzić coraz szybciej, w końcu zaczęły spadać liście i nadszedł chłód. Objął ją ramieniem, widziałam jak szlocha w jego ramię...dlaczego? Pocałował ją w czoło i odszedł. Widziałam ból na jego twarzy, nie chciał tego robić. Ona upadła na kolana jeszcze głośniej szlochając, nie potrafiła się zebrać. Oparła głowę o korzeń drzewa, trzęsąc się z zimna. Zamarzła.
Nie mogłam nic z tym zrobić, tylko stać i patrzeć na jej twarz pełną bólu i cierpienia. Obudziła się po jakimś czasie, chciała wstać, ale upadła, lecz nie poddała się. Wtedy przed jej oczami pojawiła się czyjaś ręka, złapała ją i od razu pożałowała. Jego ciepła dłoń niemalże ją oparzyła. Słyszałam jak przepraszał, jaki błąd popełnił, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Tym razem ona odeszła bez słowa wyjaśnienia.
Tyle czasu minęło, gdy byli osobno...Szukali siebie nawzajem, ale nie potrafili się znaleźć. Dopiero po roku czasu wszystko się zmieniło, powroty są bardzo ciężkie, ale warto zaryzykować.
Po to są próby, aby wiedzieć czy wyjdzie czy też nie...los bywa zaskakujący, więc zaryzykowałbyś?

czwartek, 12 marca 2015

26.

26.
- Jutro będzie dobry dzień - jak mantrę powtarzałam właśnie te słowa, równocześnie mając nadzieje, że to zmieni bieg wydarzeń i rzeczywiście, gdy wzejdzie słońce, obudzę się z uśmiechem na twarzy. Owszem, gdy zadzwonił dzwonek na mojej twarzy zakwitł uśmiech, aczkolwiek jak szybko się pojawił, tak prędko mogłam się z nim pożegnać. Uświadomiłam sobie, że właśnie dzisiaj muszę podjąć jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu i tym razem nie mogłam od tego uciec. Zamrugałam i wstałam, oczywiście zważając na to, abym to zrobiła prawą nogą. Nie jestem przesądna, aczkolwiek zwracam uwagę na takie błahostki. Dajmy na to piątek trzynasty, jest to mój szczęśliwy dzień. Ruszyłam w stronę łazienki, prosząc o to, by moje drugie "ja" zesłało mi właściwe rozwiązanie. Tak, wiem że rozbijanie siebie na dwie części nie jest normalne, ale wierzyłam, iż wewnątrz mnie istnieje ktoś, kto podpowiada mi jaką ścieżkę mam wybrać. Tak czy siak, każdy kto obiera jakąkolwiek ścieżkę, musi stawiać czoło problemom i błędom, które ciągną się za nami niczym sznurek. Szkoda, że nie możemy go po prostu przeciąć nożyczkami, ale w odwrotnej sytuacji, może właśnie ten sznur uratuje nam życie? W sumie ciężko nie popełniać jakichkolwiek błędów jak...właśnie, jak?
Ludzie powtarzali mi, abym nie wchodziła dwa razy do tej samej rzeki, ale po szóstym razie, przestałam zwracać uwagę na to, jak daleko znajduję się od pieprzonego brzegu. Cholera, dlaczego wszystko musi być takie trudne?
Rozmowa samej ze sobą pochłonęła mnie w takim stopniu, iż nie zwróciłam uwagi na to, że ktoś do mnie mówi. Dopiero dotknięcie mojego ramienia przez czyjeś ciepłe dłonie, skłoniły mnie do powrotu do rzeczywistości. W moich oczach pojawiło się białe światło i powoli zaczęłam odzyskiwać wzrok. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w stronę postaci, równocześnie unosząc ręce w obronnym geście i zamarłam...
Postać, która stała przede mną była kobietą i chociaż nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, oprócz tego, że patrzyłam na samą siebie. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale z mojego gardła wydobył się tylko cichy jęk.
- Ale jak to możliwe? - Zapytałam samej siebie, ale druga "ja" odpowiedziała szybciej, niż zdążyłam zastanowić się nad sformułowaniem właściwej odpowiedzi.
- Normalnie - rzekła nie otwierając ust - Jestem po prostu częścią Twojej duszy, kryję się wewnątrz twojego ciała, pomagam podjąć decyzję, ale równocześnie jestem Tobą z przyszłości.
Faktycznie, wyglądała na starszą ode mnie i...o Boże, ale będę miała fajne cycki!
Ja numer dwa uniosła delikatnie brew, chociaż doskonale wiedziała, że jej to nie zszokowało. Przecież doskonale znała mój charakter i długi język, chociaż właściwie to ona podsłuchiwała moje myśli, nie mówiłam tego na głos,ale..
.- No ten...przepraszam - wydukałam i czekałam, aż z jej ust wypłynie kazanie na temat, że jestem taka i owaka.
 - Przestań w końcu przepraszać za to, że właściwie nic nie zrobiłaś! - Skarciła mnie, a ja odruchowo otworzyłam usta, by odszczeknąć, aczkolwiek od razu je zamknęłam, tworząc z nich cienką linię.
- Powiedz mi, co mam robić? - zapytałam nieśmiało i przełknęłam ślinę.
- Nie odpowiem Ci na to pytanie, bo musisz sama do tego dojść. Zadaj sobie jedno pytanie, chcesz być szczęśliwa? - wbiła we mnie wzrok, czekając na odpowiedź.
-T...
- To rusz dupę i zrób wszystko, abyś była, bo potem będziesz żałowała! - zbeształa mnie jak dziecko, które nie słucha się własnej mamy i ponownie dotknęła mojego ramienia. Doskonale wiedziałam, że próbowała opanować swoje emocje i liczyła do dziesięciu. Nie wzdrygnęłam się na jej donośny ton, tylko uśmiechnęłam się i stwierdziłam, że niezła ze mnie suka.
- Odwiedzisz mnie jeszcze?
- Owszem, ale tylko wtedy, kiedy będziesz mnie naprawdę potrzebowała, tak to będziesz musiała radzić sobie sama. - szepnęła, z naciskiem na ostatnie słowo i dosłownie wszczepiła się we mnie. Poczułam mrowienie na całym ciele i otworzyłam oczy. Zdałam sobie sprawę, że znajduję się w dobrym miejscu. Wyprostowałam się, nacisnęłam dzwonek, który należał do miejsca, gdzie powinnam się znaleźć.
- Idę tam, bo wiem, że wtedy będę naprawdę szczęśliwa - wykrztusiłam z siebie, czując suchość w gardle i weszłam do środka. To będzie dobry dzień. Uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą smutek.