niedziela, 17 sierpnia 2014

21.

21. 
-Zależy mi na Tobie - szepnął mi wprost do ucha puste słowa, jednocześnie owijając mnie zapachem męskich perfum i miętowej gumy. Zamknęłam oczy, westchnęłam i szybko przygryzłam wargę - Nie wierzę w ani jedno Twoje słowo - powiedziałam mu na jednym wdechu i wypuszczając powietrze, odwróciłam się na pięcie. Do oczu napłynęły mi łzy, otarłam je szybkim ruchem, nie zważając na to, że po policzkach cieknie mi tusz. Chciałam odejść z wysoko uniesioną głową, ale po drugim kroku potknęłam się o pierwszy lepszy kamień i runęłam na ziemię. W ostatniej chwili złapałam się...jego ramienia. Przewróciłam oczami, próbując utrzymać równowagę, a w tym samym momencie poczułam nacisk jego dłoni na swoim nadgarstku, pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzałam mu w oczy, ukuło mnie serce. Na Jego twarzy malował się smutek i cierpienie, a jego oczy były przysłonięte bezbarwną cieczą. - Nie odchodź, proszę...- wiedziałam, że z całej siły próbował się uśmiechnąć, jednak kąciki ust delikatnie zadrżały i uniosły się ku górze. Po raz kolejny zacisnęłam zęby i przejechałam dłonią po jego skroni, policzku, wędrując aż do ust. - Zdecydowałam się odejść, więc właśnie to robię...- Próbowałam się nie rozpłakać, ale mimowolnie łzy leciały z moich oczu. Przełknęłam ślinę i wpadłam mu w ramiona. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie spotkanie. Z jednej strony nie chciałam go tutaj zostawiać, ale z drugiej jakaś moja część Go nienawidziła. Teraz wybuchłam płaczem i przytuliłam go z całej siły. Musiałam wziąć się w garść i  wymazać z głowy niepotrzebne i złe wspomnienia. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam. Otwierając drzwi uświadomiłam sobie, że rozpoczynam kolejny rozdział.
Leżałam w łóżku zwinięta w kłębek, otulona jedynie czerwonym kocykiem, płacząc jak małe dziecko. Od tamtego spotkania minęło sporo czasu, ale za nic nie potrafiłam się pozbierać. Udawałam cały czas szczęśliwą, chodziłam uśmiechnięta, ale każdej nocy wszystko wracało - Wspomnienia... - Wiedziałam, że nie da się ich wymazać, więc odstawiłam je w najciemniejszy kąt mojego umysłu i próbowałam zająć się czymś innym. Nie potrafiłam nikomu o tym powiedzieć, kłębiłam w sobie to co czułam i z kolejnym dniem bolało mnie to jeszcze bardziej. Usłyszałam znajome piknięcie - Czego? - Warknęłam do telefonu i odblokowałam klawiaturę. Wiadomość. Jęknęłam, gdy spojrzałam na numer - Nie chcę Cię stracić - treść smsa zupełnie zbiła mnie z tropu. Długo zastanawiałam się jak mogę odpowiedzieć. Wystukałam dwa słowa, wrzuciłam telefon pod poduszkę i poczułam jak Morfeusz bierze mnie w objęcia, abym zatopiła się w spokojny sen. - Już straciłeś. - Moja odpowiedź niemalże paliła moją skórę i umysł. Przenikała do czeluści moich myśli, poczułam ból. Czy będzie już tak zawsze?
Pomimo wszystko nie poddawałam się, funkcjonowałam normalnie, udawanie dobrego nastroju było coraz prostsze, wczepiłam kłamstwo w codzienność. Chociaż mój umysł bombardowało milion myśli to na moich ustach malował się spokój. Wpakowałam się w uczucie, które jest trudne do skreślenia, akurat musiałam je sobie przyswoić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz