sobota, 27 kwietnia 2013

6.

6.
Szłam drogą w stronę domu ze spuszczoną głową, czułam,że ten dzień będzie do końca beznadziejny. Nie myliłam się,czułam jak słona substancja napływała mi do oczu. Ledwo widziałam swoje buty,ale nagle coś mnie pchnęło,abym podniosła wzrok. Niedaleko widziałam Jego, szedł z kolegą i o czymś rozmawiali. Wiedziałam,że mnie zauważył,ale mimo wszystko skręciłam i wchodząc na trawnik potknęłam się o kamień. Schowałam twarz we włosach i szybkim krokiem przeszłam mając nadzieje,że mnie nie widzi. Odwróciłam wzrok dopiero,gdy był już daleko, nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy - po tym wszystkim każda część mnie chciała go znienawidzić, jednakże serce odmawiało . Wchodząc do domu rzuciłam się na łóżko, nie potrafiłam powstrzymać się od płaczu. Zamknęłam mocno oczy i próbowałam myśleć o czymś pozytywnym, o czymś co mogłoby mi dawać jakiekolwiek szczęście,wtedy poczułam coś, co diametralnie zmieniło moje życie...
Czułam,że lecę, byłam wolna . Wokół mnie wirowało milion różnych fragmentów pewnej układanki,a ja leciałam,czując,że jestem lekka jak piórko. Sunęłam po nicości, odbijając się od kolorów,które mnie otaczały. Nagle przystanęłam i jak poparzona  wbiłam wzrok w obraz,który przyprawiał mnie o dreszcze.
Ujrzałam toczącą się walkę przez kolorowe światła. Byłam niemalże pewna,że nie śnię ,aczkolwiek ten widok był niemożliwy i mało wiarygodny. W samym środku zobaczyłam garstkę jasnej refleksji, która odpychała ciemność, broniąc się z całych sił. Wtedy zrozumiałam gdzie jestem -zamrugałam kilka razy, ale dalej tkwiłam w tym samym miejscu. Dlaczego się tu wzięłam? Co ja tu robię? Byłam we wnętrzu własnej siebie ,a te światła to kolory opisujące w danej chwili mój stan uczuć. Dlatego szczęście i radość próbowały się bronić przed samotnością i smutkiem . Widać było,że są na przegranej pozycji i wątpiłam w to,że uda im się wygrać . Wtedy mój wzrok przykuła mała,czerwona iskierka,która przyglądała się wszystkiemu z pewnej odległości. Podpłynęłam do niej i próbowałam jakimś sposobem zapytać czym jest i dlaczego nie uczestniczy w walce. Zrozumiała mnie i bez wahania usłyszałam męski i znany mi głos - Czekam na odpowiedni moment, by wrócić i znów Cię uszczęśliwić, jestem miłość, doskonale powinnaś wiedzieć kim dokładnie jestem. - Nie miałam siły,opadłam na ziemie i kątem oka oglądałam nieustającą walkę. Moje oczy zaszła pewna,gęsta mgła, której za nic nie potrafiłam odgonić, nazwałam ją rzeczywistością. Rzeczywistością,która sprawuje władze nad wszystkim co istnieje. Odchodząc, jeszcze raz spojrzałam na wszystkie światła z osobna. W oddali widziałam lekką migoczącą refleksje, która była nadzieją. Może jeszcze nie wszystko stracone? Otworzyłam szeroko oczy i szybkim gestem dłoni wybrałam pewien numer, -muszę działać,potrafię i chcę walczyć o to co powinnam . Czy ten numer był właściwy?

środa, 10 kwietnia 2013

5.


5.
Było późno, stałam na wprost drzwi wyjściowych z myślą,że wszystko stracone. Uniosłam do piersi zaciśniętą dłoń . Mocno zamknęłam oczy i czekałam,aż coś się stanie. Poczułam wewnętrzne ciepło,które przybyło znikąd. Dodatkowo przygryzłam wargi,aby przezwyciężyć nadchodzący ból. Nic. Zdumiona,otworzyłam szeroko oczy. Zmiękły mi kolana i opadły ręce, czułam się bezwładna. Dlaczego nic się nie stało? Nie przeszył mnie żaden ból? Poczułam się obojętna i szybko opadłam na łóżko. Nie byłam w stanie nic powiedzieć,jedynie wtuliłam twarz w drobne dłonie. Wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej, nie mogłam ustalić dlaczego nie władały mną żadne emocje. To mogę nazwać obojętnością? Czy ktoś zna dokładną definicję tego słowa? Dlaczego tak jest...
-Zbyt łatwo się poddajesz - nagle usłyszałam głos swojego sumienia. Przez kilka minut siedziałam  bez ruchu,a moją głowę przeszywało milion myśli i wspomnień. Czułam się jakby ktoś mnie skanował i zbierał wszystkie chwile,które przywoływały u mnie ból i smutek. W okamgnieniu po policzkach poleciały mi łzy,które kiedyś uważałam za swoją słabość. W większej mierze próbuję nie okazywać emocji nikomu poza sobą. Obróciłam głowę,kładąc ją na poduszce. Nie wiem ile minut czy godzin spędziłam rozmyślając o tym stanie. Uświadomiłam sobie wtedy,że nawet jeżeli kochając pewną osobę , próbujemy być wobec niej obojętni to nas to powoli niszczy i zmienia od środka. 
-Teraz rozumiem jak bardzo się męczyłeś próbując o mnie zapomnieć - szepnęłam, a cisza mimowolnie postawiła stanowczą kropkę. Powinnam to wszystko skreślić i wymazać, ale przezwycięża coś co określam jednym i ogromnym w znaczeniu słowem - nadzieją. 
Bycie obojętną mnie boli, nie łatwiej cofnąć się wstecz i spróbować z zupełnie innej perspektywy?